wtorek, 11 marca 2008

Odkrycia


03.11.2008.
Dokonuje codziennie nieomal odkryc na miare Krzysztofa Kolumba. Wpadam na prawdy, ktore dla miliona ludzi na tym swiecie sa oczywiste, a mi jakos nigdy nie przyszly do glowy, jakos nigdy nie objawily mi sie na tle codziennego horyzontu. Dzisiaj na przyklad odkrylam fragment przeszlosci. Odkrylam, ze przez wiele lat chorowalam na "doskonalosc". Jest to straszna choroba, niekiedy, jak mniemam, smiertelna. Zarazilam sie nia chyba od rodzicow. W pewnym momencie przestali we mnie widziec dziecko, zobaczyli Przyszlosc. A Przyszlosc ta miala dlugie nogi, idealna sylwetke,nienaganna plaska twarz z usmiechem swiadczacym o sukcesie. Przyszlosc miala piekny samochod, miala mieszkanie, dzieci i meza, a przede wszystkim miala wyksztalcenie. Jak raz ja moi rodzice zobaczyli, tak juz nie chcieli sie jej pozbyc. Byla jak narkotyk. Podawali mi ja na sniadanie w platkach owsianych, spozywalam ja w kotlecie schabowym i w kielbasie na goraco. W koncu juz nie moglam. Zrezygnowalam z jedzenie miesa (odrobine mniej przyszlosciowego jadu w jedzeniu), potem w ogole odmowilam spozywania; albo nie jadlam, albo zwracalam ta idee, ta wartosc. Nie byla moja, nie moglam na nia patrzec, mimo ciaglego obcowania nie moglam sie do niej przyzwyczaic. A drugiej strony, o tak, chcialam stac sie Przyszloscia, moze ubrana w niedokladnie ta sama czerwona garsonke, moze nie dokladnie w tych butach, ale chcialam byc doskonala. Choroba rozwijala sie pieknie przez wiele lat, pozbawiajac mnie radosci pierwszych kontaktow seksualnych, pozbawiajac radosci "po prostu bycia". Nie potrafilam zyc w niedoskonalym, realnym swiecie, w ktorym moje nogi bywaly brudne, moja skora pokryta pryszczami, a przede wszystkim, moje rozumienie Dasein odbiegalo od tego, co czytalam w swietych ksiegach. Tej realnej postaci nie tolerowalam, zylam z nia codziennie probujac jakos na nia wplynac, jakos ja udoskonalic - nowa twarza, nowa umiejetnoscia, nowym wyzwaniem. Nie przez przypadek trafialam takze w rece mezczyzn, ktorzy chorowali na swoja doskonalosc. Niczego ode mnie nie wymagali, ale oficjalnie nie znosili niedoskonalosci. Nie tolerowali bledow. Siedzilam wiec cicho jak myszka - zeby sie nie wydalo, zeby przypadkiem nie wyszlo na jaw, ze i ja jestem nosicielem wirusa wstretnego wybrakowania. Bylam przekonana, ze gdy tylko moj partner dojrzy skaze, przestanie mnie kochac. Staralam sie byc Przyszloscia z wizji moich rodzicow,czasami modyfikowalam ja domalowujac kolory z idealizacji moich mezczyzn. I nie znosilam siebie, nie moglam sie pogodzic, odpoczac. Az w koncu, pewnego dnia, a raczej przez wiele dni, przez wiele nocy dopadala mnie metemarfoza. Pierwszy raz odczulam ja jako cieplo na moim czole, jako reke opatrznosci sprawdzajaca moje gorace, rozpalone smutkiem czolo. Pierwszy raz usmiechnelam sie wtedy i powiedzialam : wierze, ze nie moja zasluga jest dzien nastepny, wierze, ze nie moja zasluga jest ta noc, ktora przynosi spokoj i schronienie, wierze, ze swiat jest doskonaly, nawet jesli nie wszyscy to dostrzegaja, wierze ze ja jestem doskonala od poczatku, jestem doskonala bo jestem. Wyjac jak dzikie zwierze, szarpiac sie, tarzajac po ziemi, placzac, trzesac sie i szlochajac, wykrzykujac bluznierstwa do Boga, do swiata wyzwolilam sie z doskonalosci. Przeszlam cos w rodzaju detoksu, kastracji. Wiem, ze narkotyk doskonalosci ciagle gdzies krazy w moich zylach, ze nieostroznosc i brak swiadomosci moga mnie wrzucic w ramiona choroby, ale staram sie dzisiaj po prostu byc, staram sie wierzyc w codziennosc, w moja czlowieczosc. Juz nie chce byc Bogiem. Przywrocilam Bogu jego wlasne miejsce w moim swiecie. A raczej przyznalam, ze ja sama nie wiem gdzie jest moje miejsce i w pokorze poprosilam o pomoc. I ta pomoc przyszla, w postaci spokoju, w postaci zgody na kazda zmarszczke, kazda pomylke. I wiem, ze to nie jest moja zasluga. To zasluga pokory bycia codziennie bez Przyszlosci, to zasluga pokory bycia soba, nie Bogiem.
Moja choroba na doskonalosc , moje bycie doskonalosciocholikiem zostanie ze mna na zawsze, przypominajac codziennie o Drodze.

Brak komentarzy: