wtorek, 26 stycznia 2010

Pora na utopię (U!)

"A map of the world that does not include Utopia is not worth even glancing at." Oscar Wilde

I żeby wszystkim było dobrze i pięknie. I żeby wojny nie było, ni bólu. Żeby ludzie sobie ufali, możliwa była kooperacja oparta na zgodzie co do pola wzajemnej odpowiedzialności. Oczywiście, żeby nikt nie chorował,bo zdrowie jest najważniejsze. Żadnej depresji, zniechęcenia - tylko otwarty, nieograniczony pęd, działanie, osiąganie- bo czlowiek, homo faber, i coś majstrować musi, inaczej schodzi na psy.
I żeby jeszcze piękno przyrody i "niepowatarzalnej" nas tuliło w ramionach swych opiekuńczych. Matka-natura, nasza obecnością i tym ciągłym robieniem z igły widły, w ogóle się nie przejmowała, tylko jak na dzieci niesforne spoglądałaby z błogością.
Świat nie miał nas w tyle, lecz zawsze, jak troskliwy ojciec, wchechmogący i przewidywalny, dumny byłby z ludzkości i jej radosnego dorastania do prawdy.
Mędrcy by rządzili, bo do rządzenia się nadają, kupcy kupowali, przedszkolanki przed-szkoliły, śpiewacy śpiewali, malarze malowali, matematycy liczyli, a ci co mają talenty ogólne, ogólnie slużyli wspólnocie. By natura ludzka była jasna i prosta - jak na dloni!

Czy wspomniałam już o sprawiedliwości społecznej? Równość, tolerancja, braterstwo i milość wszem i wobec! Czy wspomniałam, że nikt nie kłamałby, nie zabijał i generalnie całe prawo moralne, kiedykolwiek wymyślone, każdy by miał w jednym paluszku.

Nie chce mi się ostanio przesiadywać w rzeczywistości - bo piecze, zniechęca i zasmuca. Plastikowe torebki wirujące na wietrze stanowią zagrożenie dla zdrowia (komunikat takiej treści usłyszałam wczoraj w radio). Porzucone na ulicy parasolki atakują powykręcanymi drutami. Widzę za rogu wygladająca anty-utopię w jej dwudziestowiecznych rojeniach. Jest tuż, tuż.

Utopia i urzeczywistniające się na plenecie ziemi przecistawieństwo - anty-utopia towarzyszą ludzkości od zawsze. A to w paradygmacie religijnym raju i piekła, ziemi obiecanej, shambali takiej lub innej, a to w przebraniu literackim, a to w sugestiach uzdrowicieli ekonomi, czy stosunków społecznych.Ostatnio popularna jest wiara w utopie wewnętrzne - naturalny rozwój "prawdziwego ja", albo też "wewnętrznego bóstwa", "ukrytej kobiecości", "ducha wszechświata", ewentualnie wyższej świadomości. Taka utopia niewątpliwie nas uszczęśliwi, przyniesie spokój, szczęście, obojętnośc na męża i dzieci, na żonę i kolegów w pracy, a w bonusie wolność od śmierci, narodzin i kapitalizmu w wersji amerykańskiego neo-liberalizmu.

Budowanie utopi to więcej niż praca stwórcza. Kreacja utopi jest przekraczaniem granic racjonalności, wymaga wiary. Bo nie można wykreować niebytu! Nawet prehistoryczny i lekko już zakurzony z oczywistych powodów Bóg-Stwórca, poruszał się w stronę odwrotną - od niebytu do bytu. Taka droga wydaje się bardziej logiczna.
Pozwolę sobie w mojej własnej metafizyce wewnętrznej, paradoksalnej, rzecz odwrócić.
Na początku istniał Byt. Byt jednakowoż był niewygodny i wielokrotnie brzydki, w dodatku z dziurami, których nie dało się wyeliminować nawet codziennym zaszywaniem. Byt przeciekał, wylewał się, pękał w szwach. Dlatego powstał Niebyt. Niebyt był idealny i pusty jak nicość. Byt i Niebyt żyli razem w zgodzie długo i szczęśliwie. Nigdy się ze sobą nie kłócili, bo i po co. Nie mieli problemów z komunikacją, bo nic nie stało na przeszkodzie. Nie wahali się kochać. I tak było pusto wszędzie, tak cicho i czysto.