czwartek, 13 marca 2008

Ameryka


Obudzilam sie dzisiaj w kraju, ktory przez wiele lat istnial dla mnie tylko w telewizorze. Obudzilam sie dzisiaj w Ameryce.
Ameryka - kraj nie istniejacy, sztuczny produkt wirtuozerii filmowej wytwarzany w laboratoriach Hollywood. Kraj wykreowany z dziecinnych fantazji o slodkim raju, dziewczecych rojen o idylli rodzinnej, meskich marzen o zyciu pelnym przygody i wolnosci ogladanej z siodla bulanego konika. Prze wiele lat myslalam, ze te wszystkie codziennie pochlaniane przez swiat obrazki, nie maja zadnego odpowiednika w rzeczywistosci. Myslalam, ze amerykanie siedza w swoich papierowych domkach z wlaczonymi telewizorami i swiecie wierza, ze to co im sie pokazuje jest ich wlasnym zyciem. Myslalam, ze kraj zwany Stanami Zjednoczonymi Ameryki Polnocnej jest wirtualny. Widzialam w filmie Matrix jak to wszytsko dziala - pakuje sie biedaka do probowki, podlacza pod zwoje wysysajace prawdziwe zycie i zapodaje sen, film, w ktorym wszytsko tylko wydaje sie byc realne. Czysta Maja. Tak wlasnie funkcjonowala w mojej swiadomosci Ameryka - w ktorej istnialy leki na wszystkie choroby, w ktorej ludzie nie umierali po prostu , ale szli do nieba, stawali sie aniolami i powracali na ziemie, by pomagac innym. Byl to kraj, w ktorym dobro zawsze wygrywalo, rodzina byla swietoscia, a moralnie niejednoznaczny policjant w koncu zawsze dopadal jednoznacznie zlych przestepcow, odkupujac w ten sposob swoje grzechy ( takie jak picie alkohou czy sklonnosc do hazardu i pieknych kobiet, w najgorszym wypadku).
Najwiekszy telewizyjny spektakl, transmitowany przez wszytskie stacje na calym swiecie 11 wrzesnia 2001 obudzil moje uczucia. Zaczelam wierzyc, ze ten kraj istnieje, zaczalem wierzyc, ze jest to Zlo Wcielone. Bo nie lubilam Ameryki po 11 wrzesnia, nie tolerowalam "wojny w imie walki z terroryzmem", nie podobala mi sie idea "przywracania demokracji na swiecie". Amerykanie zaatakowali moj ukochany Afganistan. Tego darowac im nie moglam. Cywile zabici w Kabulu, w Kandaharze, w Mazariszarif, w Heracie byli dla mnie bardziej realni niz "motyle" z Dwoch Wiez. Nie rozumialam wartosci, ktore kazaly rzadowi Stanow Zjednoczonych atakowac to biedne panstwo, w ktorym ludzie zyli na prawde, szarpiac sie ze swoim istnieniem. Afganczykow kochalam za ich niezlomny charakter i wiare, wieksza niz strach przed smiercia. Ameryka stala sie dla mnie krajem Swiatowej Hipokryzji i Falszu. Negowalam wszytko co pochodzilo z USA. Nie bylo we mnie nienawisci do ludzi ( tych biedakow w probowkach), ale nie podobal mi sie szef tego kraju i jego poplecznicy.
Az w koncu przylecialam tu. Pewnego dnia obudzilam sie na 18 ulicy w sercu Nowego Yorku. Moze wladze zlapaly mnie w swoje sieci, moze wraz z przekroczeniem granic zostal mi wszczepiony wirus "amerykanski sen", ale obudziwszy sie w Wielkim Jablku zobaczylam ludzi - takich samych jak wszedzie, poczulam ich tozsamosc ze mna. Zrozumialam, ze sen w jakim zyja jest blogoslawionym snem o wolnosci i tolerancji, o miejscu, gdzie kazdy moze byc soba. Zobaczylam ludzi z kazdego zakatka ludzkiego swiata, ktorzy starali sie po prostu zyc. Chinczykow cwiczacych swoje tai-chi w chinskim parku, polakow sprzedajacych swoja kilebase, hindusow, zydow, pakistanczykow, rosjan, francuzow, niemcow, japonczykow - wszyscy po prostu tu byli, szanujac swoja odmiennosc. I zrozumialam, ze Ameryka to nie szef amerykanow, to ludzie; to miliony ludzi probujacych spelnic swoj sen o idealnym zyciu. I przestalam byc pewna, czy to telewizja nasladuje zycie amerykanow, czy amerykanie nasladuja amerykanskie filmy.
Pokachalam ten kraj za opozycje - za metropolie i malutkie saberbia, za cywilizacje i jej brak w ogromnych, nieujarzmionych przestrzeniach przyrody, za spokoj ulic i miejski szum alej, za bogactwo i biede, za tolerancje wobec innosci i horror biurokracji wyciagajacej macki po twoja prywatnosc, za wolnosc slowa i mysli oraz manipulacje przelewane do glow obywateli przez system. Za niezwykla inteligencje ludzi, ktorzy probuja czuc a nie myslec, i za ich glupote - przerazajaca. Ten kraj jest logiczna sprzecznoscia! Jest niemozliwy! Jest za duzy!
Jestem pionkiem w amerykanskim snie. Budze sie rano, parze kawe, w spokoju zaczynam pisac. Moje marzenie o spokoju. O zyciu doskonalym.

Brak komentarzy: