wtorek, 9 czerwca 2009

Sandomierz - najsoczystsze miasto swiata



Tesknie ...

Niedawno na zajeciach z literatury czytalismy wiersze imigrantow. W heterogenicznym tlumie kobiet i mezczyzn z najodleglejszych zakatkow swiata zostalam zapytana o moja ojczyzne. Bez zastanowienia odpowiedzialam: Sandomierz. Wszyscy popatrzyli na mnie lekko zdumieni: gdzie jest panstwo o nazwie – Sandomierz? Usmiechnelam sie. “Sandomierz nie jest panstwem, to male miasteczko, a dla mnie cala kraina”.
Sandomierz jest jak drzewo, zywy organizm wrosniety w polskosc. Jest jak zabytek przyrody – lekko juz sfatygowany, lata mlodosci majacy za soba, obrosniety mchem, tu i owdzie mozna znalezc slady walki z grzybem lub innym szkodnikiem. Czas pozostawil swoje pieczecie. Ciagle jednak mozna schronic sie w jego cieniu, zapominajac o calym swiecie, zastygajac w martwej popoludniowej godzinie, w bezczasowej prozni wytwarzanej tylko w tym miejscu swiata.
Sandomierz ma swoje korzenie. Pachna starymi murami, wilgocia, kurzem, ziemia. To caly podziemny swiat tego miasteczka. To labirynty piwnic, podziemne szlaki przeszlosci, w ktorych kupcy przechowywali swoje dobra – wina, miesa, owoce okolicznych pol i sadow, takze to co przyniosla rzeka, karmiaca Sandomierz swoimi wodami. Zawsze kiedy jestem w moim miasteczku z kims z zewnatrz, prowadze go do podziemi i opowiadam ta straszliwa historie o dziewczynie co to zdecydowala sie na smierc by ocalic miasto, zawsze opowiadam o Halinie Krepiance. Nie wiem ile jest w Polsce mitow, ktore to wlasnie kobiete obsadzaja w roli glownej.
Jako drzewo stare i historyczne Sandomierz przeszedl wiele oblezen, widzial krew
i kurz bitew. Probowano go zniszczyc, wykorzenic, podciac, porabac na kawalki. Jego korzenie to ziemia, w ktorej mozna znalezc kosci wrogow i mieszkancow, kawalki broni, a takze dukaty, srebniki i grosze, dla ktorych te wszystkie walki sie toczyly. Zanurzajac sie w zarosla na Pimpolimpo, kiedy bylam stworkiem niewiele wyzszym od stolu, z lopatka i dziecinnym wiaderkiem, kopalam marzac o karierze archeologa w mojej sandomierskiej ziemi, odkrywajac historie. Kazda wyprawa byla lekcja pogladowa i kiedy wracalam do domu rzucalam sie na ksiazki, prosilam rodzicow zeby opowiedzieli mi jeszcze raz historie o wole co to rogami wyryl napis Salve Regina, o drzewach co to swieta reka posadzila, aby korzenie nieba siegaly.
Historie czynily z mojego miasteczka ekspolarycyjny raj pelny tajemnic i zagadek. Kopiec Salve Regina, Piszczela, liczne wawozy, niedalekie Pieprzowki – coz moze byc lepszego dla dojrzewajacej wyobrazni. Dziekuje Najwyzszemu za dziecinstwo spedzone pod korona tego drzewa, dziekuje za sandomierska wyobraznie.
A potem masz pien – Stare Miasto. Kamieniczki ciagnace sie w zawijasach i zakretach pod gore i na dol, krzywy Ratusz, Brama Opatowska jako dowod tysiaca przezytych lat, stojaca w tym samym miejscu, koscioly i ich wieze, wieze i ich koscioly. Pien Sandomierza jest wyjatkowy, czyni miasteczko niepowtarzalnym. Zawsze kiedy zblizalam sie do niewielkiego wzgorza i znad rzeki widzialam Collegium Gostomianum, Katedre, Dom Dlugosza i palete malutkich domkow, lzy spadaly na miasto z moich oczow i pojawiala sie pewnosc – tak , to najpiekniejsze, najmniejsze miejsce na swiecie.
Pien ma tyle lat co miasto, troszke sie zmienil, troszke przebudowal, dumnie eksponuje swoja starosc. Nie mozna go minac bez uczuc, nie mozna nie pokochac cienistych, brukowanych uliczek, nie mozna nie dostrzec harmonii wzgorza katedralnego, nie mozna nie poczuc zapachu wiekow w okolicach kosciola sw. Jakuba. Pien Sandomierza, jego oficjalny wyglad, turystyczne oblicze wydaje sie byc swiadomy swojego uroku. Uwodzi fotograficznym pieknem. Dla mnie Stare Miasto to spacer z rodzicami, to godziny spedzone w bliskosci katedry, to czas, kiedy uczylam sie swiata. Stare Miasto nauczylo mnie opowiadac i sluchac historii, nauczylo mnie patrzec i widziec.
A jesli zna sie kazdy skrot, a jesli zna sie kazdy plot i krzak – o radosci odkrywcy, podroznika, wedrowca!
Korona tego miasta sa drzewa. Sandomierz jest zanurzony w zielonosci. Okoliczne sady i ogrody, park, Piszczela, Pieprzowki, wawozy tworza peleryne izolujaca to miejsce od reszty swiata. Dla mnie ta zielonosc to nie tylko arkadia dziecinnych wypraw w cienistosc popoludni i w tajemniczosc historii ale takze slodycz moreli. Nie wiem dlaczego morela z Sandomierza jest wyjatkowa, nie wiem dlaczego jej smak jest istota wszelkiej morelowosci…Sandomierz dla mnie ma kolor morelowy.
W plataninie drzew, w slodkiej zawiesinie owocowych zapachow, gdzies, wewnatrz kwitnienia mieszkaja ludzie – owoce.
Jestem szczesliwym owocem tego drzewa. Jestem z Sandomierza.


Sandomierzanin nr 8/2008

1 komentarz:

Porcelanka pisze...

Pięknie opisałaś swoje miasto :) Widać, jak rośnie ono w Tobie, zapuszcza korzenie i pnie się we wspomnieniach coraz bogatsze o szczegóły, niby powój... :)
Opowiedz o Halinie Krepiance... bardzo mnie zaciekawiłaś...