piątek, 9 stycznia 2009

This I believe.



Czytam sobie wlaśnie “This I believe”. Zbiór krótkich tekstów pisanych przez różnych ludzi – nie znanych i uznawanych, na temat najistotniejszych przekonań i wierzeń. Pierwszy taki zbiór powstał jeszcze w latach 50’ i jako cykl wywiadów był nadawany w publicznym radiu (NPR). “This I belive” jest dialogiem publicznym po dzień dzisiejszy. Tysiące ludzi wypowiada codziennie swoje życiowe credo.
Ciekawa jestem jak “This I believe” wyglądało by na polskim gruncie. W co wierza Polacy? Czy zechcieliby odpowiedzieć na to pytanie? Czy jesteśmy już w tym miejscu naszej nowej post-historii, w którym można pytać o wartości, o to, co ponadmaterialne?
Sama spróbowałam sobie odpowiedzieć na pytanie: A w co wierzysz? – przecież każdy mały Polak jest o to pytany w wierszyku zaczynającym się od ”Kto ty jesteś?”
Moja odpowiedź jest intelektualnym bełkotem, jest szkicem braku odpowiedzi. Bedę jeszcze próbować…

W co wierzysz?
Odpowiedź z dzisiaj:


Mam problem z wierzeniem. Nie wiem, czy istnieje takie zdanie, taka sentecja, myśl, pojęcie, w które nie zdarzyło mi się wątpić. Wszystko wydaje się być prawdziwe tylko na chwilę. Później pewność - którą utożsamiam z głęboką wiarą - znika. Moja wiara jest chwilowa – jak uniesienie, jak uczucia, jak emocje. I chociaż pracuje nad tym żeby zatrzymać coś na zawsze, “zawsze” jakoś nie chce uwierzyć we mnie, nie chce ze mną zostać. Wszystko w moim świecie jest naznaczone przemijaniem.
Wierzę w ruch, w czas, nieuchronność zmiany. Taki tam paradoks.

Wiarzę w zmianę. Powstaje, trwa, mija, powstaje, trwa, mija itd. Wierzę też w przyczynę i skutek. Żaden tam chaos, żadna tam przypadkowość. Tak sobie z obserwacji i własnej świadomości świat pościeliłam, i tak w nim codziennie obciążona odpowiedzialnością za własne życie – zasypiam.
Chaos jest iluzja, przypadkowość jest wygodnym kłamstwem.
Nie wiem czy nie-chaos tworzy Sens, nie wiem czy istnieje horyzont tego Sensu, czy jest jakiś początek i koniec, czy jest jakieś jedno wystarczające wyjaśnienie. I to mnie nie obchodzi, co w moim jezyku znaczy: nie chce mi się w to wierzyć, nie mam czasu na taką wiarę. Wiara dotyczy pryncypiów, wiara dotyka niepodważalnego, fundamentalnego “tak”, któremu chce sie dawać świadectwo.
Świadczę, że doświadczam nieuchronnego przemijania, które czasami boli, a czasami śmieszy. Świadczę, że świadomość moja ogarnia to stawanie się i czasem się go boi, a czasem podziwia.
Mam jeszcze jedno przekonanie – osobistą wiarę.
Wierze, że uczucia nie są faktami, ale nie tylko fakty sa prawdziwe. Wiecej! Wierzę, że wszytkie uczucia są prawdziwe.
To się pewnie nazywa skrajnym subiektywizmem. I całe szczeście i chwalić Pana Boga za taką piekną radykalną nazwę.
Tak, zdecydowanie wyznaje tę wiarę. Wierzę w uczucia, w ich niezaprzeczalność. Cokolwiek powstaje w człowieczym systemie emocjonalno-myślowym niesie bogactwo rzeczywistości. Cokolwiek tam powstaje ma przyczynę i przynosi skutek.

Kiedy doczepisz sobie skrzydła, albo po prostu pomedytujesz, pośnisz, kiedy rozum wywróci się na lewą stronę z jego schematami, albo utkwi w najprostszym paradoksie życia, wiara w przyczynowość uczuc, ich wewnętrzna logikę zmienności zaczyna być pomocna. Paradoks objaśnia się w równaniu z n-tą liczbą niewiadomych i liczba PI jako jedyną daną.
Wierzę tylko w niawiarygodne bzdury. Taką mam zasadę bycia.

Brak komentarzy: