poniedziałek, 5 stycznia 2009

O miastach, troche.


Polska nic sie nie zmienila. Wyglada mlodo i kwitnaco.
Zaskakujaca czystosc ulic. Brak chaosu.
To byla zdecydowanie wyprawa historyczna. Odkopywanie z pamieci dat i nazwisk polskich przywodcow, bitew, jezykow. Gdzie jest Polska na mapie 19-wiecznej Europy, nie moge jej znalezc? - mowil moj maz. Ja tez jakos nie moglam.
Wtedy kiedy Ameryka dojrzewala do bycia soba, nas juz nie bylo. Fascynuja zmiennosc polskich drog, niestabilnosc granic i ich zawartosci. Pytania o tozsamosc - gdzie jest?,bardziej na Wschodzi, czy na Zachodzie? Dowody, co krok,na jedno...lub drugie. Tozsamosc srodkowo-europejska, zmieszana, wysokogatunkowa mieszanka wielosci i roznorodnosci historycznej.
Douglas nazwal moje rodzinne miasteczko - starozytnym. Chyba Ci sie pomylilo - mowie - moze masz na mysli "sredniowieczne"( choc to tez, w obliczu kamieniczek odbudowanych po drugiej wojnie, nie za bardzo estetycznie poprawne epitet). Nie, on mial na mysli starozytne - ot, spojrzenie amerykanina.
Zobaczylam Polske inaczej. Przez pryzmat romantycznosci, przez oczy nieprzyzwyczajenia. Piekna i strasznie plaska. I pusta. Miejscami.
Sandomierz i Krakow w grudniowej krasie. Zimno. Przepieknie. Brakowalo mi tych uliczek w Nowym Yorku i w Bostonie.
Nowy York to osobna historia. To ewenement, arcyprzeludzka kreacja, do ktorej nic nie jest podobne, ktora zaskakuje brakiem tozsamosci. Nowy York jest jak postmodernistyczny pomnik, uporzadkowany chaos, uzyteczny smietnik wszystkiego. Logiczna konstrukcja ulic, przejrzysty plan zabudowy, przewidywalnosc numerow, dlugosci, wartosci nad poziomem i pod poziomem morza. I zasadzka za kazdym rogiem. I zagadka na kazdym pietrze. Dziwadlo. Wydaje mi sie, ze Nowy York jest jak wszechswiat. Naukowcy badaja tego stwora, probujac zrozumiec, jakimi zasadami sie rzadzi. Odkrywaja prawa i reguly. Ich nastepcy udowadniaja falszywosc twierdzen poprzednich i wprowadzaja wlasne. Tysiace publikacji, miliony spotkan konferencyjnych. Praca w laboratoriach, liczne eksperymenty kazdego dnia przyblizaja nas do odkrycia istoty tego kosmiczego nieladu. Ale on jakos sam z siebie, na mocy wewnetrznej swej dynamiki, z pradem rzeki Hudson, wymyka sie jeszcze raz uszeregowaniu. Zostawmy go samemu sobie, zostawmy w spokoju miasto, ktorego szczury nie boja sie samego Pana Boga i gryza go po pietach na najwyzszych pietrach wiezowcow.
Ale Boston? Boston nie jest skoncentrowany, rozprasza sie, rozplywa zaraz za granica rzeki. I wydaje sie, ze tam juz niczego nie ma. A tam i Cambridge z pieknymi budynkami Harvard University i Samerville ze smiesznymi kolorowymi chatynkami "bab Jag", i Watertown z rzeka posrodku. Financial District wyznacza linie horyzentu, jak sie patrzy od strony oceanu. Ale to taki typowy amerykanski makijaz - wybielone, rowne zeby wiezowcow, wyciagniete rzesy swiatel, gruba warstwa fluidu podkreslajacego to co wysoko, zeby nie zagladac w katy, zeby nie widziec zakamarkow - porysowanych, brudnych, zmarznietych. Jest tez przepiekna Back Bay z zaczarowanymi kamieniczkami ze schodkami. Swiatla laterni gazowych, za ciemne na nowoczesne miasto. I Boston Common z tysiacem kwiatow na wiosne, wysokimi platanami i klonami. A jednak brak mi prawdziwego miasta, z Rynkiem, ze sklepami wokol, z logicznym planem uliczek i parkow. Brak mi jasnosci przekazu w Bostonie. Moze dlatego jest taki poplatany, zagadkowy, ze jego potezna czesc stoi na piasku, na wodzie, w zatoce, ktora dla lepszej perspektywy i komunikacji zasypano?
A tymczasem pozlacana kopula Katedry Wewelskiej nie zrobila na mnie zadnego wrazenia - Massachusetts City Hall ma podobna kopule. Za to dzwon Zygmunta wiekszy od Liberty Bell, czczonego niemal jak bostwo. Widok z wiezy ratusza moze przepiekny, ale po wizycie na Empire State Building, albo chocby moim domowym, bostonskim Prudencial Center, anihiluje wszystkie inne "panoramy miasta". Za to widok Barbakanu i Bramy Florianskiej w porannej grudniowej mgle - wielki znak zapytania, amerykanie nie zdolali nawiezc niczego takiego do siebie. Nie wspominajac o Ratuszu w Sandommierzu - tajemnica, zagadka, budowla kosmiczna.
Douglas chcial zobaczyc cmentarz - bo taki inny, taki zbudowany. Chodzilismy w Boze Narodzenie po sandomierskich cmentarzach. Z pawelskiego widok Sandomierza odmraza serce. Uwielbiam w moim malym miasteczku to, ze gdy sie przymknie oczy, zmruzy je na chwile, mozna zamienic Sandomierz na miasto wloskie, albo hiszpanskie, albo francuska prowincje.
Jednym z niezwyklych atrakcji dla mojego meza byl cmentarz zolnierzy radzieckich - no tak, wychowal sie w kraju, w ktorym "Pravda", byla zrodlem wszelkiego klamstwa. ..
Imie Skopenki zapisal w swoim notatniku, chce sie dowiedziec o nim wiecej.
Krakow zapiera dech, Sandomierz zacheca do drzemki.
Moj amerykanski maz chodzi teraz dumny w koszulce z bialym orlem. Ja jokos nigdy nie pokusilam sie o zalozenie bluzeczki z serduszkiem pomiedzy slowami "I" i "New York".

1 komentarz:

Porcelanka pisze...

Odkąd nie mieszkam w moim rodzinnym mieście, z kazdym rokiem nabieram doń sentymentu- a jednocześnie też swoistego dystansu. Sentymentu, kiedy odkrywam to, co się nie zmieniło; albo coś na nowo, dla siebie - dystansu, kiedy zauważam zmiany i...kiedy uświadamiam sobie, że to miasto nie jest już "moje", jestem w nim tylko gościem...

Teraz mieszkam w innym, mniejszym mieście i uwielbiam je za bliskość natury, nie lubię za brak "starożytności", którą uwielbiam ;) Nie wiem...jakoś nie bije mi serce na widok wieżowców, wysokościowców tak jak na widok secesyjnych detali na gzymsach kamienic...
Nowy Jork nigdy mnie nie zachęcał do przyjazdu, przerażał raczej ogromem i ludzkim mrowiskiem...Jak Ty sobie radzisz z tą masą ludzi? Nie przytłacza Cię?