wtorek, 10 czerwca 2008

Ego


Chcialam nie byc metafizyczna i abstrakcyjna, chcialam pisac tylko o rzeczach, ktore mozna dotknac. Jednakowoz nie da sie, po prostu nie da sie w przypadku "e" nie pisac o ego. Samo sie prosi, przyciaga moja uwage, gdzie nie spojrze, o czym nie pomysle, w koncu docieram do tego samego punktu - do ego. Ego nie ma dobrej prasy. Wszyscy mowia - pracuj nad swoim ego, powinnas zrobic cos ze swoim ego, alez ty masz ego, ego powinno zostac zniszczone. Zadziwiajacy byl zawsze dla mnie fakt, ze obcy ludzie wiedzieli o moim ego wiecej niz ja sama. Czesto wiec wolalam ego, zaklinam zeby sie w koncu ujawnilo, zeby sie pokazalo, chcialabym sobie z nim troche porozmawiac o zyciu, w koncu tylesmy razem przeszli, a tu nic. Cisza. Wywieszalam ogloszenia na plotach, rozpytywalam znajomych, czytalam nawet ksiazki podrozniczo-turystyczne, ba fizyczne i chemiczne - wszystko po to, by sie w koncu spotkac z ego, moim przeklenstwem, podobno. Bo ego generalnie jest nie lubiane w srodowisku, w kazdym srodowisku, a w moim wyjatkowo - jestem przeciez buddystka i cwicze aikido. Ani jednego, ani drugiego nie da sie doprowadzic do perfekcji z ego na karku. No nic, zacisnelam zeby i dalej szukalam. W koncu mialam wrazenia, prawie pewnosc, ze go dopadlam. Ego siedzialo wygodnie roplaszczone na kanapie i patrzylo w ekran telewizyjny, przeskakujac co chwile z kanalu na kanal. A tu cie mam - pomyslalam. I odetchnelam z ulga. No bo jesli moja przeszkoda w byciu niemal doskonala jest ten opasly osobnik po prostu ogladajacy wszystko z pozycji wewnterznej - to nie ma co sie az tak nad faktem jego istnienia roztrwoniac. Jako ogladacz jest kompletnie nieszkodliwy. Ale powiedziano mi, ze ogladacz to inna bajka i zebym nie myslala, ze to ego. No to szukalam dalej, coraz bardziej zatrwozona faktem, ze mam problemy z taka prosta czynnoscia jak znalezienie wlasnego ego. Mowilam sobie - jakze ty chcesz oswiecenie osiagac, jekze ty chcesz doskonalic sie w sztuce wymagajacej opanowania i pelnej samoswiadomosci, jak nie mozesz nawet swojego glupiego, za przeproszeniem, ego znalezc. Szukalam dalej. Pewnego dnia w trakcie jakiejs klotni, czy powiedzmy ostrej dyskusji z kims, wydawalo mi sie ze je widze, ze widze cien ego. Wyruszylam w poscig, z usmiechem, bliska sukcesu. Po wielodniowej gonitwie, ledwo zipiac z wycienczenia dopadlam je. Kon by sie usmial. To, co bralam za swoje ego bylo moja pamiecia, ze wszystkimi bajkami, marzeniami, przekonanimi moich rodzicow, babek, moja pamiecia lingwistyczna, moim dziecinstwem i mlodoscia, itd. Biedny twor zyciowych perypetii. Czysty swir. Nie mozna byc normalnym pamietajac to wszystko, w pewnym momencie ulega sie poplataniu w gmatwaninie faktow, zdarzen i marzen. Jesli to jest moje ego - pomyslalam, to samo sie zniszczy predzej czy pozniej, bo juz w tym momencie wyglada na mocno nadszarpniete zyciem. Zostawilam wymoczka w spokoju, bo zal mi sie go zrobilo. Niemal go zaszczulam w tej pogoni. Ciezki oddech czulam na plecach odchodzac. Nie wiem po co ludziom zawraca sie w glowie teoriami o zwlaczaniu ego. Jesli ego kazdego czlowieka jest takim "stworzeniem"- fatamorgana, zlepkiem przeszlosci, marzen, pragnien, a przede wszytskim strachu, strachu i jeszcze raz strachu, to walka z tym czyms jest bezsensownym wydatkiem energetycznym. Lepiej isc w gory, poplywac, pospacerowac nad brzegiem morza lub przytulic sie do kochanej osoby. Strach ma wielkie oczy. Poswiecanie czasu na walke z ego wydaje mi sie marnotrastwem. Nawet jesli sie je znajdzie, ukryte gdzies w ciemnej piwnicy, ego bedzie sie po prostu balo i zatrwozone smiertelnie nie odezwie sie nawet. Wystarczy bac sie troche mniej niz wlasne ego, a juz mozna mowic o zyciestwie nad nim. Troche mniej sie bac.
Ja tam polubilam mojego tchorza, czasem rozmawiamy. Probuje przekonac moje ego, ze zycie nie jest ograniczone do mnie lub do niego, ze zycie jest wszedzie. Pokazuje mu piekno tego swiata liczac na to, ze chociaz na chwile przestanie myslec trwozliwie o swoim koncu.

Brak komentarzy: