piątek, 1 sierpnia 2008

H jak historia czyli o czasie, w biegu

Kiedy dzien rozplywa sie powoli w sennosci pozno-wieczornej, przymykajac oczy na dawno juz zapomniane sniadanie, przetrawiony obiad i burczenie brzucha zamiast kolacji, zadaje sobie pytanie - jak bylo? Analizuje przeszlosc. Ten dzien, ktory wlasnie sie zakonczyl jest przeszloscia. Nie kazda przeszlosc stanie sie historia. Bo historia to nie tylko, albo nie po prostu, przeszlosc. Historia to przeszlosc z Sensem. Sens dokonuje selekcji w naszym zyciu i wybiera tylko niektore fragmenty- wydarzenia, pasujac je na Rycerzy Historii, obroncow naszego Istnienia na Swiecie, Swiadkow Prawdy Jednostkowej Egzystencji. Kto wybiera sens, kto decyduje o podnioslosci chwili, donioslosci wydarzenia? Bog?, ja albo jakas czastka mojego mozgu?, a moze samo tak jakos sie dzieje? Dzieje sie, dzieje sie, dzieje sie... Jak niekonczaca sie mantra.
Dawno, dawno temu czas nie byl linia, ktora rozwiesil demiurg na swoim podworku, historia nie pedzila w jedna strona. Dawno temu ludzie wierzyli, ze historia zanurzona jest w czasie, ktory sie toczy. W kregach stawania sie i entropii, kreacji i destrukcji - nihil novi sub sole. Indie i koncepcja Samsary, Grecy i koncepcja pozarow swiata, no i pozniej jeszcze Nietzsche...Dzieki tym wyobrazeniom niekonczacego sie powracania nie bylo pytania - bylze czas przed czasem, historia przed historia? Szczerze mowiac nie mialo glebszego znaczenia pytanie o sens tego wszystkiego, a tym bardziej o cel. Zaden horyzont nie wynurzal sie jako meta, jako zwienczenie, zadna doskonalosc albo anty-doskonalosc nie majaczyla na koncu, lub gdzies ponad ukladem.
Nie bylo konca. Tylko tak sie dzialo, tu i teraz, tak w kolko. Mozna bylo dostac mdlosci. Mozna
bylo tez zanudzic sie na smierc, powrocic i znowu sie zanudzic. Cale szczescie, ze powrot nie oznaczal powrotu "tego samego".
Historie tworza indywidualnosci, niepowtarzalne bulwy i bable czasu. Historia jest jednostkowa, a czas jest uniwersalny. Uniwersalnie sie toczy...
Wraz z chrzescijanstwem, narodzinami doskonalej doskonalosci i obietnica Krolestwa Bozego pojawil sie swiezutki czas linearny. Startowal powoli, ale jak juz sie rozpedzil, tak zawladnal wyobraznia ludzka na dobre. Namnozyly sie pytania o paczatek, o zrodlo, a jak zrodlo to i kres, a jak kres to musi byc jakis kierunek, a jak kierunek to jak tam dotrzec. No i wskazowki, porady, przykazania i nakazy. Od razu jakos tak sie tez stalo, ze telos - cel zostal uwznioslony, jakies "potem", po "tym wszystkim" stalo sie wazniejsze i lepsze od tego co dzieje sie, dzieje sie, dzieje sie... No i wyladowalismy w naszym mysleniu, my ludzie, w trzech wymiarach, wyladowalismy z calym tym bagazem przykazan i dazen, oczekiwan i tesknot uwiezieni w kolejce do Raju, uwiezieni w czasie, historii jak rzece, co to w jedna strone plynie i zawrocic sie jej nie da, w przeszlosci i przyszlosci przedzielonych nie za bardzo doskonala terazniejszoscia.
Jakos w tym samym momencie zmienilo sie takze wyobrazenie czasu po czasie - zbiorowa szczesliwa komuna przesiadujaca u Pana Boga za piecem, gdzie cieplo, czysto i pod dostatkiem zarcia. Dziadkowie spotykaja wnuczkow, wnuczki spotykaja wnuczkow i generalnie jest fajowo. Znowu wszyscy i wszystko jest razem. Acha, najwazniejsze, nie ma czasu! Jest tylko terazniejszosc.
Historia linearna jest historia nie chciana, bo stanowi przeszkode, w osiagnieciu celu, przeszkode, ktora trzeba pokonac, mur czasu, ktory trzeba przebyc...
No oczywiscie pojawily sie takze teorie promujace historie jako droge do doskonalosci, jako miejsce doskonalenia sie. Zbiorowy progres ludzkosci, wyobrazmy to sobie, dokonuje sie w czasie i jeszcze chwilka, jeszcze dwie, a ludzie beda tacy super, tacy do przodu, ze sie zjednocza i powstanie fajna komuna przesiadujaca u Absolutu za piecem, gdzie jest czysto, intelektualnie, no i taka jakas pelnia. Czas okazuje sie panem Bogiem, pan Bog zdejmuje maske i mowi ze jest czasem i w ogole na koncu mamy jedna wielka demonstracje Prawdy. Przedtem to tylko tak nam ta prawda przeswitywala od czasu do czasu wlasnie w historii, jak sie na nia patrzylo z bliska. Jak sie za bardzo skupialo na sobie, na jednostce, to nijak sie prawdy, pana Boga albo jak tam to tez zwali Absolutu nie widzialo.
Moze i racja.
Jak bylam jeszcze w szkole podstawowej, nad drzwiami do pracowni historycznej przeczytalam: Historia magistra vitae est i mnie zamurowalo. Po pierwsze dlatego, ze cholernie balam sie byc zapytana na lekcji z Powstania Styczniowego, ktore w przeciwienstwie do Listopadowego w ogole mnie nie wzruszylo i w ogole bylam przeciwna. Po drugie dlatego, ze zrozumialam, ze zycia mozna sie nauczyc obserwujac innych i swoja historie. I to bylo dla mnie wstrzasajace odkrycie. Nauczyc? Ktos mnie bedzie ocenial? Brrr.
Jak sobie poscielesz , tak sie wyspisz -powiada moja mama w aspekcie uczenia sie zycia. I ma racje, jak zwykle. Podreczna historia scielenia lozka, moze byc bardzo przydatna. Szczegolnie jesli nastepnego dnia czeka nas jakies wazne wydarzenia i przydalo by sie dobrze wyspac. Takie globalne spojrzanie na proces scielenia moze byc inspirujace. ( W nawiasie: politykom amerykanskim, na przyklad, nakazalabym poczytanie historii Polski. Cos mi sie uwidzialo, wiem ze to jakas bzdura, ale jakies takie podobienstwa zaczelam widziec pomiedzy dawna Rzeczpospolita, a terazniejszymi Stanami Zjednoczonymi.)
Historia w koncu jest przechowalnia sensu. Moze nie nadzwyczajnego Supersensu, nie Sensu Jedynego. Okreslilabym to raczej Bardzo Praktycznym Sensem, z okreslonym terminem waznosci.
Ja najbardziej lubie studiowac Tajemnicza i Wieloznaczna Historie Panstwa Mego. Ach, coz to za dzielo. Jednego dnia same puste strony, otwierasz nazajutrz a tam romanse, awantury i dramaty.
Jest to dowod, dla mnie niepodwazalny, ze moja historia jak mantra dzieje sie, dzieje sie, dzieje sie.
Zeby zacytowac dzielo gleboko zakorzenione w mojej wyobrazni:
I kręci się, kręci się koło za kołem, i biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej.I dudni, i stuka, łomoce i pędzi.A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!Po torze, po torze, po torze, przez most.
Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las.Do taktu turkoce i puka, i stuka to:Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to.Gładko tak, lekko tak toczy się w dal.Jak gdyby to była piłeczka, nie stal.Nie ciężka maszyna zziajana, zdyszana.Lecz fraszka, igraszka, zabawka blaszana.A skądże to, jakże to, czemu tak gna?A co to to, co to to, kto to tak pcha?Że pędzi, że wali, że bucha, buch-buch?To para gorąca wprawiła to w ruch,To para, co z kotła rurami do tłoków.A tłoki kołami ruszają z dwóch boków. I gnają, i pchają, i pociąg się toczy, bo para te tłoki wciąż tłoczy i tłoczy....

Uwielbiam to afirmujace i jedno-znaczace: tak to to!

Brak komentarzy: