wtorek, 1 lipca 2008

F jak fikcja, fakt, fantazja


Zawsze tkwilo we mnie pragnienie zostania Wielkim Falszerzem, Fikcjomistrzem Universum. Od kiedy pamietam wytwarzam historie. Uzywam fikcji w paru celach:
a) po to zeby byc bardziej atrakcyjna dla mojej rodziny i znjaomych, zeby nosic na sobie pietno wyjatkowosci
b) z samotnosci, bo w samotnosci dobrze jest porozmawiac z kims, chociazby ten ktos nie istnial
c) z powodu niegodzenia sie z materia rzeczywistosci
I w ten sposob bedac dziecieciem odizolowanym i lubiacym przebywac we wlasnym towarzystwie, wymyslilam na przyklad, ze ludzie sa calkowicie wymarlym gatunkiem uwiezionym na planacie opanowanej przez twory, ktore wizualnie przypominaja samochody, generalnie pojazdy mechaniczne. Tylko ja rozpoznalam prawdziwy stan rzeczy. Wszyscy pozostali zdawali sie ufac zywym i zarlocznym tworom. Obserwowalam wiec ze strachem jak ludzie dobrowolnie pakuja sie do ust autobusow, jak bez zbytniej zachety wpadaja w otwarte paszcze aut, ktore uwazaja za swoje.
Nie chcialam wsiadac do naszego Malucha, nie chcialam umierac.
Wymyslilam takze setki historii dotyczacych mojego pochodzenia. Jakos nie chcialo mi sie uwierzyc, ze jestem stworzeniem nalezacym do tego samego gatunku biologicznego, co otaczajacy mnie bracia i siostry w ciele. Jeden z mitow geneologicznych jasno i precyzyjnie okreslal mnie jako dziecko pochodzace z Andromedy ( wierzylam w ta basn przez jakies 20 lat mego zycia). Andromedycznosc objawiala sie w oczach, w lzach, w wielkiej nadwrazliwosci na krzywde, bol i cierpienie. Na Andromedzie nie stosuje sie przemocy... Na Andromedzie panuja ziemskie utopie i dobrze sie maja.
Inna opowiesc tlumaczyla moja samotnosc. Ludzie nie chca ze mna przebywac, bo jest to dla nich niewygodne, moje towarzystwo przyprawia ludzkosc o bol glowy i sumienia. Albowiem mam w sobie swiatlo. Pewnego dnia swiatlo wyzwoli sie ze mnie i spali cala ludzkosc, a raczej pewien jej aspekt. Ludzkosc przez moje wewnetrzne swiatlo zostanie oczyszczona z lez. Zapanuje piekno, dobro i prawda. Nezle.
Charakterystyczny jest fakt, ze jednoczesnie wierzylam w kilka, raczej wykluczajacych sie teorii i wcale mi to nie przeszkadzalo - fikcja i fantazja nie zna granic racjonalnosci, hmm, fakt zreszta podobnie...
Wierzylam smiertelnie powaznie w historie swojego urodzenia w Islamabadzie, w swoje afgansko-zydowskei korzenie, w legende o wedrowce, niespelnionych milosciach i tarapatach, w ktore swiat wplatywal moich antenatow. Nawet majac dwadziescia pare lat nie potrafilam pozostac przy faktach.
Wierzylam, ze w moj mozg zbudowany jest inaczej. Zostawilam nawet wiadomosc dla lekarzy, ktorzy beda przeprowadzali moja sekcje zwlok ( bo na pewno umre mlodo) i wsadzilam ja do dowodu osobistego: "cos jest w mojej glowie, w srodmozgowiu!". Wierzylam, ze metodologiczna eksploracja mojego mozgu pomoze odkryc lekarstwo na raka, generalnie bedzie to lekarstwo na smiertelnosc. Wymyslilam sobie, ze smierc jest rodzajem nieuswiadomionego wyboru, nie koniecznoscia. I trzeba to swiatu powiedziec, ale nie w slowach, tylko poprzez nauke!
Mama doceniala moja wyobraznie. Nie potrzebowalam drogich zabawek - wystarczyla mi stara butelka po szmponie, zeby wyobrazic sobie, ze to najpiekniejsza na swiecie krolewna. Nie potrzebowalam klockow, budowalam zamki w swojej glowie, z materi obrazow i slow. Jedna z ulubionych zabaw bylo przeprowadzanie wywiadow z fikcyjnymi postaciami. Moglam byc kazdym, moglam nie byc soba. I byla to przyjemnosc, ktora zadne slodycze nie mogly zastapic. Druga ulubiona zabawa bylo nagrywanie filmow. Oczywiscie nie mialam kamery, ale moje oczy w pelni zastepowaly najdrozsze wynalazki techniczne. Nagrywalam muzyke, wybieralam kadry. Bylam takze autorka scenariuszy i producentem. Czasami nawet nie gralam sama. Zapraszalam do wspolnej zabawy w film moje kolezanki - aktorki. I krecilysmy zagadki kryminalne, poscigi, romantyczne kolecje i sceny lozkowe.
Jak juz bylam duza, fikcja sama wylewala mi sie przez usta. Nie podejmowalam decyzji o klamaniu- bylo to uzaleznienie, niekontrolowana sklonnosc do narkotycznych fantasmagorii. Po prostu bylam klamczucha ( jak alkoholik zawsze juz bede klamczucha), ktora nie moze poprzestac na rzeczywistosci, ktora zawsze cos musi dodac, ubarwic, przeinnaczyc. Czasami sama siebie zadziwialam stosem klamstw jednorazowo wyplywajacych ze mnie bez najmniejszego udzialu swiadomosci, bez jakiejkolwiek kontroli osrodka moralnego. Krzywdzilam siebie.
Zdecydowalam sie na zastosowalam diety anty-fikcyjnej. Zero fantazjowania, twarde trzymanie sie podloza, zero dlugich opowiesci, bo te stanowia zaproszenie dla kreatywnosci, ktorej potok chcialam zatrzymac. W kontaktach z ludzmi ( byla to oczywiscie najtrudniejsza czesc terapii odfikcyjniajacej) musialam koncentrowac sie na innych, nie na sobie, sluchac innych, akceptowac fakt bycia akceptowana w ksztalcie wizualnie dostepnym dla widza zewnetrznego. Nie bac sie martwej ciszy samotnosci...
Na odwyku odkrylam ze jestem mistrzynia w wymyslaniu siebie. Poza tym obszarem moja wyobraznia jest blada i bardzo zwyczajna, przecietna. Moje fikcje i fantazje sa skoncentrowane w jednym punkcie - niewiedzy o prawdziwej naturze mnie samej. To kompletna ignorancja w materii "prawdy o samej sobie" umozliwiala mi plywanie w tak wielu mozliwosciach.
Moje rozstanie z fikcja bylo bolesne i placzliwe. Jak kazdy odwyk.Trzymalam ja kurczliwe za rekawy, krzyczalam "nie zostawiaj mnie", "nie odchodz". Jak w noweli brazylijskiej, fikcja, moja kochanka i bogini, stwierdzila ze nie odchodzi, po prostu oboje potrzebujemy czasu, musimy od siebie odetchnac. Po jej odejsciu zostala mi moja druga naloznica - fantazja. Nie chce sie z nia rozstawac. Jest taka urocza, czasami taka niewinna. Chyba nie potrafie bez niej zyc. Byc moze nasz zwiazek jest toksyczny. Musze o tym sama z soba porozmawiac.

1 komentarz:

Porcelanka pisze...

Nawet jeśli to kolejna fikcja, to mnie się podoba ;)
W końcu, co to jest prawda o nas samych: to, co my myślimy, że jesteśmy, to co myślą nasi bliscy, że jesteśmy, a może to, co obcy uważają, że jesteśmy?
A jeśli wszystko naraz to i tak nie poskładamy całości.
A jeśli tylko to, co myślimy my- to dlaczego nie i to, i to, i inne i nawet sprzeczność?
Granicami nie jest fantazja, granicą jest możliwość odczuwania.